niedziela, 27 kwietnia 2014

Produkty benedyktyńskie - szampon z mydlnicą lekarską

Hej:)

Dzisiaj wracamy do tematu włosowego:)
Produkt bardzo mało znany, przynajmniej ja się nigdy na niego w blogosferze nie natknęłam:)
Na wizażu znalazłam 1 opinię i to starszej wersji, w szklanym opakowaniu (moja jest w plastikowym) i z troszeczkę innym składem (m.im. u mnie jest dodany glikol propylenowy).

A zatem zacznijmy od zapewnień producenta (ponieważ ciężko je znaleźć w sieci):
Szampon zawiera substancje myjące oraz pielęgnujące. Polecamy go do częstego mycia włosów cienkich, delikatnych, suchych i normalnych. Zastosowane zioła są bogate w sole mineralne, karotenoidy, kwas pantotenowy i witaminy A, E, F, H.

Wyprodukowany na bazie krystalicznej, górskiej wody źródlanej. 
Zawiera roślinne składniki z czystych ekologicznie terenów. 

Sposób użycia: Niewielką ilość szamponu nanieść na mokre włosy i delikatnie wmasować. Następnie dokładnie spłukać ciepłą wodą. W razie potrzeby czynność powtórzyć. 

strona internetowa: www.benedicite.pl



INCI: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamide DEA, Propylene Glycol, Saponaria Officinalis Extract (ekstrakt mydlnicy lekarskiej), Urtica Dioica Extract (ekstrakt pokrzywy zwyczajnej), Sodium Chloride, Cocamidopropyl Betaine, Polysorbate 20, Retinyl Palmitate, Tocopherol, Linoleic Acid, Biotin, Citric Acid, DMDM Hydantoin, Methylisothiazolinone, Methylchloroisothiazolinone, PEG-25 PABA, Parfum, Hexyl Cinnamal.

Ha! Przyznam szczerze, że kupowałam na szybko na wakacjach i nie miałam czasu patrzeć na składy, ale chciałam koniecznie coś od nich wypróbować.  Ale nie tego się spodziewałam po produktach benedyktyńskich i napisach naturalne receptury, itd.:) SLeS? konserwanty? tylko 2 ekstrakty? Przyzwyczaiłam swoje włosy do wielu dobroci. No ale kasiora wydana, mówię - chociaż spróbuję:) No i jeszcze ta woda źródlana mnie przekonała i roślinki z ekologicznie czystych terenów.

I tu jeszcze link do strony zagranicznej o składniku Cocamide DEA (na trzecim miejscu, zaraz po SLeS). Myślę, że tyczy się to głównie osób, które po takie szampony sięgają codziennie, jednak warto wiedzieć:)




Opakowanie - no ja mam właśnie plastikowe, już w domu przeczytałam o szklanym poprzedniku. 
Wydajność - hmm, to pojęcie względne - mam wrażenie, że mi starczył na długo, bo najpierw się nie mogłam zabrać za jego otworzenie, a jak już otworzyłam, używałam średnio raz w tygodniu. Więc podejrzewam, że z tą wydajnością to kiepściutko może być przy częstszym stosowaniu. Konsystencja - bardzo leista (patrz zdjęcie poniżej), ale bardzo dobrze się ją rozprowadza na włosach (ja akurat nie mam siły i cierpliwości do zabaw z metodą kubeczkową). Mi zapach przypomina stare ziołowe szampony, których używałam, kiedy byłam mała:) Lubię go bardzo:) Cena: zapłaciłam 10zł/200ml. Dostałam go w sklepie Produkty Benedyktyńskie:) Wiem, że mają swoje sklepy w kilku większych miastach - ich lista na ich stronie internetowej:) 



Działanie:D Muszę przyznać, że ze względu na skład od początku traktowałam go jako oczyszczacza raz lub dwa razy w tygodniu:) I sprawdzał się bardzo dobrze w tej roli. Obawiam się, że przy częstym myciu mógłby wysuszać włosy. Ale tak jego konsystencja, zapach i działanie były miłe:) Właśnie mi się skończył. Ze względu na skład raczej nie kupię ponownie (no może jeszcze wersję z pokrzywą kiedyś "stestuję", kiedy będę miała ochotę), ale na pewno będę go miło wspominać:) 

Miałyście kiedyś coś z produktów benedyktyńskich? Mają też jedzenie, ale powiem szczerze, że po składach kosmetyków już nie jestem w 100% na tak:p

wtorek, 22 kwietnia 2014

Podcięłam włosy:)

Cześć:)
Dziękuję bardzo dziewczynom za udział w ankiecie
(zakładam, że dziewczynom, bo jak czasami powiem jakiemukolwiek chłopakowi hasło kosmetyki/dbanie o włosy/dbanie o cerę - każdy patrzy na mnie jakbym powiedziała "jgfkyrskhfxhrstulrco674eo8dhgchm":p
Ma to również swoje plusy - jeden kolega na moje mega czerwone policzki w zaawansowanym stadium trądziku różowatego stwierdził, że był przekonany że to rumieńce - objaw zdrowia i że tak ma być:p)
ale wracając do tematu:
To był jeden z pierwszych postów, więc 3 głosy to i tak dużo:D

i teraz
...
...
...
kurde, nie dałam rady ściąć aż 10 cm, ale poszło 5cm!:D
ale jest to więcej niż do tej pory ścinałam - standardowy 1cm/mies lub co jakiś czas max 2cm/mies kiedy były zniszczone:)

A oto dowód:

Ale mam mało włosów - widać po ilości ściętych końcówek:p
Jednak przechodząc do sedna to był bardzo dobry pomysł:)
Widać jak bardzo końce były przerzedzone (jeszcze nadal trochę są, bo wierzchnią warstwę włosów mam bardzo zniszczoną i powoli sobie odrasta, ale naprawdę jest coraz lepiej:)

I dużo lepiej włosy mi się układają, wyglądają na gęstsze:D
Yyyy... na żywo:D i po dosuszeniu ich:D bo na zdjęciu tego nie złapałam:p

Bo chyba jestem mistrzem nieostrych zdjęć:D :p przynajmniej tych robionych sobie:D
PRZED podcięciem       PO podcięciu       

Ale jestem coraz bardziej zadowolona ze stanu swoich włosów:D
I dumna - z siebie i z nich:D

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

czwartek, 17 kwietnia 2014

Nowości wiosenne + promocje warte polecenia:)

Witajcie:D

Moje nowości wiosenne:

W moim realu pojawiły się produkty marki Himalaya:D W sumie było to dla mnie dość sporym zaskoczeniem, ponieważ mój real zawsze był dość ograniczony pod względem kosmetycznym:p

Zakupiłam mydełko w wersji neem i kurkuma (kiedyś dorwałam wersję mleko i miód i bardzo mi przypadło do gustu). Kosztowało 2,50zł. Pamiętam, że kiedyś płaciłam 4,50zł - więc cena na plus:)

Druga rzecz to krem do twarzy i ciała. Najpierw zobaczyłam markę Himalaya, potem cenę 3,50zł/50ml, i już go chciałam:D Potem rzut oka na skład, który prezentuje się w sumie średnio - znajdziemy tu i konserwanty i BHT, no i w ogóle skład nie jest naturalny. Ale jakoś nie mogłam się powstrzymać za te 3,50zł:p Jeszcze szczególnie że to Himalaya (wiem, że mają kilka produktów wartych zainteresowania, a reszta to średniaki, ale za taką cenę chciałam koniecznie wypróbować:p). I teraz tak sobie myślę, że takim zestawem parabenów, BHT i innych to tak nie za bardzo na twarz i w sumie to nie wiem gdzie ja się będę nim smarować:p
Ale wczoraj wybrałam się do rossmana i hebe, a w hebe.. stoisko Himalaya, a mój krem (ten sam i też o pojemności 50ml) za ok 14zł:D No i sobie wybaczyłam:p Zresztą często jest tak, że bierzemy coś co nie nie do końca powinno się sprawdzać, a potem okazuje się hitem. No więc, zobaczymy:) Jeszcze go nie otworzyłam:)

Kolejna rzecz to maska do włosów timotei organic delight - health and shine. Tą dorwałam w Auchanie za ok. 17zł. 98% składników jest pochodzenia naturalnego, skład przepiękny, olej kokosowy, który moje włosy kochają, zaraz po wodzie, cetearyl alcohol i glicerynie - i byłam pewna, że się sprawdzi:p Jestem po pierwszym użyciu i jest tak średnio. Niestety opinie przeczytałam już po zakupie - i zgadzam się z tymi, że nawet nie ułatwia rozczesywania i włosy są po niej jakieś takie szorstkie.. Ale jeszcze dam jej szansę:D Coś się pokombinuje, pododaje i będzie działać:) Ale nie dałabym za nią 17zł jeszcze raz:p

I ostatnia rzecz to olejek alterra:) już go miałam i wykończyłam:) a jest do 21.04 w promocji w rossmanie:D za 13,99zł zamiast 17,99zł:) I to by było na tyle nowości:)

To były moje zakupy wiosenne:) Do tego dojdzie jeszcze podkład, bo mi się kończy i być może tusz do rzęs:)


Jak już wspominałam tutaj, wygrałam masełka:D Już do mnie przyszły:D Na razie wrażenia z testowanego rozsmarowania na rączkach: masełko waniliowe pachnie przepięknie i zapach zostaje na skórze:D Aloesowe i oliwne bardzo naturalnie i delikatnie, zapach niewyczuwalny po rozsmarowaniu:D Bardzo spodobał mi się też liścik:)


No i relacja z wycieczki do rossmana:) są fajne promocje:) warto obejrzeć gazetkę w Internetach/iść :)
-na sera antycellulitowe,
- na olejki alterra,
-na kremy alterra - one mnie ciekawią, ale trochę się boję podrażnienia - mają wysoko, bo na 2 albo 3 miejscu alkohol i nie wiem czy moje policzki-księżniczki to przeżyją.

Polecam zajrzeć do reala, może też dorwiecie stacjonarnie coś ciekawego z Himalayi - jeśli u Was też jest:) No i do Rossmana też:) chociaż rossman w sumie często ma fajne promocje:)

Coś miałyście? Szczególnie te kremiki z alterry - i czy myślicie, że warto wypróbować? Coś Was zainteresowało?

środa, 16 kwietnia 2014

GO Cranberry - Inteligentnie Nawilżający Krem Do Twarzy na dzień i Odżywczo Wygładzający Krem Pod Oczy

Aaaaaa:) Ile ja mam pomysłów na posty:)
Ale jakoś ostatnio nie umiem się zorganizować z czasem:p każdy chyba tak czasami ma - ja akurat teraz:)

Było już coś do włosów, było do ciała, był olej, a więc dzisiaj będzie coś do twarzy:):) Co by było sprawiedliwie:)

GO Cranberry
- Inteligentnie Nawilżający Krem Do Twarzy na dzień
oraz - Odżywczo Wygładzający Krem Pod Oczy

Dostałam próbki:) Skąd - o tym będę pisać niedługo:) tak na zachętę podpowiem, że to rosyjskie pudełko:) Może ktoś zna i się zorientuje:)



Skład i obietnice producenta - na zdjęciach:) (można je powiększyć;) )



   
Mi skład się bardzo podoba, uważam, że spokojnie zasługuje na miano kosmetyku naturalnego.
Produkty tej marki są tworzone w polskim Laboratorium NOVA. Bardzo mi się podoba, że jest to nasza rodzima firma:)



No więc opakowania nie ocenię, ale widziałam, że są to opakowania typu airless, które bardzo lubię:) Nie babramy się paluszkami, wszystko czysto i higienicznie:) Natomiast moje próbki wystarczyły na kilka razy (krem do twarzy - około 3 użycia, krem pod oczy - około 7 użyć).
Konsystencja - taka idealna, oba kremy nie są tłuściochami, nie są też zbyt lekkie, nie lepią się i nie rozwarstwiają:)
Zapach - muszę przyznać, że czasami podgryzam suszoną żurawinę i nawet jest podobny zapach:) Bardzo przyjemny i miły. Kolor biały.
Cena regularna to: 35,50zł/50ml - krem do twarzy oraz 35,50zł/30ml.





Zacznę od kremu do twarzy. Tyle ile da się wycisnąć z próbki:p
Pamiętajcie, że moja cera jest bardzo problematyczna:p i niesamowicie wybredna:p
Krem mnie nie zapchał (a mam do tego skłonności, szczególnie na czole).
Krem nie spowodował zaczerwienień (a prawie wszystko je u mnie powoduje).
Konsystencję ma idealną, ale jednak zostawia lekką warstewkę na twarzy, która mnie denerwowała (ale tylko na policzkach, na których mam wiele blizn potrądzikowych, miałam wrażenie, że moja skóra na policzkach nie oddycha).
Ogólnie uważam, że krem jest bardzo dobry, skład ma fajny, nie zapycha, troszkę łagodzi:) Nawet ja nie mówię nie (a z moją cerą to naprawdę sukces:D). Ale wydaje mi się, że na razie w pełnowymiarowe opakowanie nie zainwestuję. Boję się trochę tej warstewki. Ale na pewno chciałabym go wypróbować, kiedy moje policzki się uspokoją (mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi).

A teraz krem pod oczy.
Na początku nie widziałam żadnej różnicy. Mówię - no krem, nakładam coś i tyle. A po czwartym użyciu zauważyłam rozjaśnienie - było naprawdę widoczne. Po wykończeniu próbki usłyszałam komplement o wypoczętym spojrzeniu (a nie spałam wtedy więcej niż zwykle:p). Teraz mam jeszcze zapasy tego typu kremów, ale na pewno do niego wrócę :D

I tu jeszcze news - całkiem niedawno wyszła nowa seria - GOARGAN. Biorę nawet udział w konkursie, żeby go wygrać:p Kosmetyki bardzo ciekawie się zapowiadają i również chętnie bym je przetestowała:)


ps1: byłam pewna, że tak długi tytuł posta się nie zmieści:p ale się udało:)
ps2: zbliżają się święta (kurcze, dopiero był Sylwester:p )
ps3: jutro będzie mega długa notka:D
ps4: dziękuję bardzo za udział w głosowaniu czy podcinać końcówki regularnie, czy raz a porządnie:)
ps5: zastanawiam się nad peelingiem kawitacyjnym - może on by usunął moje blizny? ale czy nie spowoduje on jeszcze więcej zaczerwienień?

Miałyście coś z serii żurawinowej? A może macie z nowej arganowej?
I co myślicie o peelingu kawitacyjnym?

niedziela, 13 kwietnia 2014

Greenland - body butter (fruit extracts) malina i mango

Cześć:)

Dzisiaj będzie coś dla ciała:) Masełka do ciała "o naturalnym, owocowym zapachu" (wg producenta- co w daleszej części tekstu zweryfikujemy:D ). Firmy greenland - z Holandii.
Opis producenta (załączam, bo nie są dość znane):
Masło do ciała o naturalnym owocowym zapachu. Doskonale nawilża, zmiękcza i chroni skórę zapobiegając utracie wilgoci i wysuszaniu. Aktywne składniki: masło kakaowe, masło shea, gliceryna, wosk pszczeli, oliwa z oliwek.




INCI: Aqua, cyclopentasiloxane, Butyrospermum Parkii (shea butter), Theobroma Cacao (cocoa) Seed Butter, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Cera Alba, Lanolin Alcohol, Rubus Idaeus (Rapsberry) Fruit Exctract/Mangifera Indica (Mango) Fruit Exctract, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Parfum, Xanthan Gum, Tocopherol, Limonene, Alcohol, Ethylhexylglycerin, Phenoxyethanol, Linalool, Methylisothiazolinone, Hexyl Cinnamal, Sodium, Hydroxide. 


Oba produkty mają praktycznie identyczny skład, różni je tylko ekstrakt owocowy - w jednym jest to malina, w drugim mango. Produkt napakowany samymi dobrociami:) Jedyne co mnie zastanawia to konserwant methylisothiasolinone. Poza tym przede wszystkim: 2 masła, naturalne ekstakty i cera alba (wosk pszczeli - może wykazywać działanie komedogenne (ale produkt jest do ciała, nie twarzy, więc nam to nie przeszkadza - ale jest to powód, który wyjaśnia, dlaczego krem do twarzy o przeboskim składzie, napakowany samymi naturalnymi składnikami, który dopiero będę recenzować, mnie zapycha:) ).





Zacznijmy od opakowania:) wiem, że są jeszcze z tej firmy produkty w metalowych puszkach, ja dorwałam w plastikowych:) Bardzo ładne, estetyczne i wygodne:)
Wydajność - wydaje mi się, że bardzo duża, ale może to być spowodowane faktem, że nie mam jeszcze wyrobionego nawyku smarowania się czymś:) Oba opakowania zakupiłam jakoś na początku wakacji, a więc około 10 miesięcy temu, malinę dopiero zużyłam, jestem w połowie mango:) 

Kolor biały, konsystencja jak na zdjęciu, dość stała (jak na masełko przystało), jednakże rozsmarowuje się dużo lepiej niż na przykład czyste masło shea:) Z wchłanianiem się nie mam aż takiego porównania z innymi produktami, ale na pewno zostaje lekka warstewka:) i trzeba moment odczekać zanim się ubierzemy do końca:)

Zapach - hmm nie jest on czysto owocowy, może się kojarzyć odrobinę z zapachem chemicznym, ale dość przyjemnym. Ja kiedyś dostałam prosto z USA malinowy balsam, który pachniał identycznie i bardzo mi tamten przypomina:)
Cena: ja swoje dostałam w superpharmie, oba w promocji 16,19zł/150g. 



Tak jak napisałam wyżej, masełka pozostawiają lekką warstewkę, która może przeszkadzać rano, kiedy się spieszymy.  Na wieczór będzie ok:) Zapach nie każdemu się spodoba, ale widziałam je w hebe razem z testerami, więc polecam wypróbować na testerze, posmarować sobie rękę i trochę pochodzić z tym zapachem i wyrobić sobie zdanie:)

Niedługo powinnam dostać wygrane masełka (o których pisałam ostatnio), więc podejrzewam, że jeśli mi podpasują, to zostanę przy tamtych:) No i wciąż uważam, że potrzebuję systematyczności w smarowaniu się, bo inaczej nie będzie żadnych efektów w postaci nawilżenia:) Ale od dzisiaj obiecuję poprawę:D



Miałyście cokolwiek z tej firmy - jeśli tak, to jak wrażenia? Co sądzicie o konserwancie methylisothiasolinone? I w ogóle o konserwantach w produktach kosmetycznych?


piątek, 11 kwietnia 2014

KTC - olej kokosowy

Ostatnio za oknami nie ma zbyt wiele słońca (przynajmniej moimi, gdzieś w Polsce południowej:p), ale zdjęcia będą słoneczne:):)

Dzisiaj do recenzji idzie olej kokosowy firmy KTC:)






INCI: 100% pure coconut oil (jak się okazuje rafinowany i bez zapachu)





Zacznijmy od opakowania. Pojemność 500ml. Krawędzie u góry od środka, kiedy sięgamy rączkami po olej są dość ostre. I to może być minus:) Ale ja i tak podgrzewam go i przelewam do mniejszego opakowania ok 150ml. Po pierwsze ze względów higienicznych (500 ml wystarcza na bardzo długo, a sięgam do niego łapkami, które chyba nie zawsze są higieniczne czyste) a po drugie właśnie, żeby się nie zadrapać.
Wydajność - spora, no jak to pół litra oleju:) Mam go od października. Zużywam w ilościach hurtowych (moje włosy go uwielbiają, chociaż wg wszystkich reguł nie powinny).
Konsystencja - jak każdy olej kokosowy - stała, po podgrzaniu płynny olej, łatwo rozgrzać w rękach odrobinę, w zimie kiedy działają kaloryfery oraz w ciepłe dni konsystencja półpłynna.

Zapach - no tak, zapachu nie ma. Po tym dopiero zorientowałam się, że kupiłam olej rafinowany.
Cena: swój kupiłam w cenie 19,50zł/500ml (sklep Internetowy z odbiorem osobistym)




Chyba po prostu chciałam przyoszczędzić i znalazłam najtańszy olej i nie zwróciłam uwagi na rafinację. Nie jest napisane na opakowaniu, że jest nierafinowany, ale że rafinowany też nie. I jakoś nie tego się spodziewałam. Szczególnie, że nie był to mój pierwszy olej kokosowy.
Poprzedni olej kokosowy BIO, nierafinowany, miał zapach.

I tu muszę przyznać, że poza zapachem/jego brakiem dużej różnicy nie ma:) A spodziewałam się, a wręcz oczekiwałam, że będzie:) Proces rafinacji pozbawia smaku i zapachu. Polega między innymi na odkwaszaniu, bieleniu i odwadnianiu substancji. Podczas rafinacji olej jest poddawany także temperaturom ok. 60-80oC. Może to pozbawiać olej pewnych substancji odżywczych (np. substancje białkowe, karotenoidy), jednak naprawdę podczas używania ja nie zauważyłam żadnej różnicy.Więc śmiało polecam, jeśli ktoś nie ma zbyt dużych funduszy:)

Ja wypróbowałam olej na włosach - i jak pisałam wyżej dla mnie jest doskonały, chociaż według wszystkich znaków na niebie i ziemi powinien mi puszyć włosy to tego nie robi, wręcz je wygładza, jak żaden inny:) Na twarz próbowałam, wiedziałam, że jest potencjalnie komedogenny, ale musiałam to sprawdzić:p No i rzeczywiście jest (tu nie stał się żaden cud jak z włosami:p). Do ciała jednak wolałam pachnący, nie wspominając, że już mam swoich ulubieńców.

Jedyne czego jeszcze nie wypróbowałam, to smażenie na kokosowym:D Mam w planach już od baaardzo dawna, tylko chyba dopóki nie mam przepisu wydrukowanego/zapisanego, to się nie zabiorę:)


Miałyście? :) I czy widzicie dużą różnicę między olejami rafinowanymi i nierafinowanymi? Ja się naprawdę spodziewałam, że będzie do bani i jestem pozytywnie zaskoczona:)


poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Wygrałam!! :) - Blisko Natury

Aaaaa:) Muszę się pochwalić:):)

Po niesamowicie ciężkim dniu, wreszcie wieczorem znalazłam chwilę czasu dla siebie, weszłam sobie na blogi, następnie na fejsa, a tam... :D:D
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa :) wygrałam masełka:):):)
Ze sklepu Blisko Natury (https://www.facebook.com/bliskonatury, http://www.bliskonatury.pl/)
I chciałam strasznie podziękować!:D I napisać, że bardzo się cieszę:D

Przygarnę 3 nowe masełka do ciała: aloesowe, waniliowe i oliwne:):)
więcej o masełkach: http://www.bliskonatury.pl/pl/c/Masla-kosmetyczne/34

Uwielbiam takie naturalne rzeczy i już nie mogę się doczekać:D

niedziela, 6 kwietnia 2014

Planeta Organica - Szampon i balsam fiński - do włosów osłabionych i wrażliwej skóry głowy

No i wreszcie za trzecim podejściem do zdjęć się udało (raz wyszły zacienione, a drugi raz nieostre, bo wysmarowałam olejem, który fotografowałam, obiektyw:p ). Myślę, że następnym razem (kiedy wezmę chusteczki) zdjęcia już wyjdą idealnie, bo po fotografowaniu konsystencji paćka się opakowania, czego jako niewprawiony fotograf jeszcze nie przewidziałam:D

Tak więc zapraszam na pierwszą recenzję:):)




SZAMPON:
INCI: Aqua with infusions of Organic Rubus Chamaemorus Seed Extract, Artemisia Vulgaris Extract, Oxycoccus Palustris Extract (żurawina błotna), Organic Calluna Vulgaris Flower Extract (wrzos), Melilotus Officinalis Extract (nostrzyk żółty), Centaurea Cyanus Flower Extract (chaber); 
Magnesium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Lauryl Glucoside, Decyl Glucoside, Glycol Distearate, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Sodium Chloride, Parfum, Citric Acid.
BALSAM:
INCI:Aqua with infusions of Organic Rubus Chamaemorus Seed Extract, Hippophae Rhamnoides (Sea Buckthorn) Fruit Extract, Organic Calluna Vulgaris Flower Extract (wrzos), Melilotus Officinalis Extract (nostrzyk żółty), Centaurea Cyanus Flower Extract (chaber), Organic Oxycoccus Palustris Seed Oil (żórawina błotna); 
Cetearyl Alcohol, Glycerin, Behentrimonium Chloride, Cetrymonium Chloride, Quaternium-87, Hydroxyethylcellulose, Cetrimonium Bromide, Benzyl Alcohol, Sorbic Acid, Benzoic Acid, Citric Acid, Parfum.

Moje podsumowanie: skład pełen ekstraktów:):) Chociaż nikt nie wie ile ich jest naprawdę przez zwrot "Aqua with infusions of" :p W szamponie MLS i inne podobno łagodne środki myjące:) W balsamie quaternium, czyli substancja oblepiająca podobna do silikonów:)





Opakowanie jak na zdjęciu - z wygodną pompką:) Moje się nie zacinały:)
Wydajność moim zdanie duża, szampon właśnie denkuję, a odżywka zawsze wystarcza mi na dłużej, tym razem nie było inaczej, została jej jeszcze około połowa:) Konsystencja balsamu po lewej, szamponu po prawej, konsystencje standardowe dla takich produktów:) Zapach bardzo przyjemny, ale nie umiem go określić:)
Cena: w promocji po 12,90/sztukę :)




Muszę przyznać, że szampon i balsam na początku mi nie podeszły:) Nie była to miłość od pierwszego użycia:p
Ale na początku nie byłam też przyzwyczajona do łagodniejszych szamponów i czułam się lekko przyklapnięta, ale najpierw stosowałam go zamiennie z mocniejszymi szamponami, aż w końcu skóra głowy się przyzwyczaiła i mogę już teraz używać tych łagodnych co mycie (bardzo podobną sytuację miałam z innymi bez sls-owymi na początku).
Balsam na początku też mnie nie zachwycił. Ma mało silikonów, dużo ekstraktów, które potencjalnie mogą wysuszać, i o ile na długości działał super, to miałam wrażenie, że przesusza mi końce. Po czasie, kiedy ścięłam najmocniej zniszczone końcówki doszłam do wniosku, że po prostu nie zawiera zbyt dużo oblepiaczy, a działa bardzo dobrze i zmiękczająco.

Wniosek: na bardziej zadbane włosy działa wspaniale - i szampon i balsam! :) i bardzo zmiękcza włosy i daje efekt taki jaki lubię:)

Z tej serii mam jeszcze szampon aleppo i balsam marokański :) będzie recenzja:)

Miałyście? Co myślicie? I czy też kończycie szampon wcześniej niż odżywkę?