Dzisiaj będzie coś dla ciała:) Masełka do ciała "o naturalnym, owocowym zapachu" (wg producenta- co w daleszej części tekstu zweryfikujemy:D ). Firmy greenland - z Holandii.
Opis producenta (załączam, bo nie są dość znane):
Masło do ciała o naturalnym owocowym zapachu. Doskonale nawilża, zmiękcza i chroni skórę zapobiegając utracie wilgoci i wysuszaniu. Aktywne składniki: masło kakaowe, masło shea, gliceryna, wosk pszczeli, oliwa z oliwek.
INCI: Aqua, cyclopentasiloxane, Butyrospermum Parkii (shea butter), Theobroma Cacao (cocoa) Seed Butter, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Cera Alba, Lanolin Alcohol, Rubus Idaeus (Rapsberry) Fruit Exctract/Mangifera Indica (Mango) Fruit Exctract, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Parfum, Xanthan Gum, Tocopherol, Limonene, Alcohol, Ethylhexylglycerin, Phenoxyethanol, Linalool, Methylisothiazolinone, Hexyl Cinnamal, Sodium, Hydroxide.
Oba produkty mają praktycznie identyczny skład, różni je tylko ekstrakt owocowy - w jednym jest to malina, w drugim mango. Produkt napakowany samymi dobrociami:) Jedyne co mnie zastanawia to konserwant methylisothiasolinone. Poza tym przede wszystkim: 2 masła, naturalne ekstakty i cera alba (wosk pszczeli - może wykazywać działanie komedogenne (ale produkt jest do ciała, nie twarzy, więc nam to nie przeszkadza - ale jest to powód, który wyjaśnia, dlaczego krem do twarzy o przeboskim składzie, napakowany samymi naturalnymi składnikami, który dopiero będę recenzować, mnie zapycha:) ).
Zacznijmy od opakowania:) wiem, że są jeszcze z tej firmy produkty w metalowych puszkach, ja dorwałam w plastikowych:) Bardzo ładne, estetyczne i wygodne:)
Wydajność - wydaje mi się, że bardzo duża, ale może to być spowodowane faktem, że nie mam jeszcze wyrobionego nawyku smarowania się czymś:) Oba opakowania zakupiłam jakoś na początku wakacji, a więc około 10 miesięcy temu, malinę dopiero zużyłam, jestem w połowie mango:)
Kolor biały, konsystencja jak na zdjęciu, dość stała (jak na masełko przystało), jednakże rozsmarowuje się dużo lepiej niż na przykład czyste masło shea:) Z wchłanianiem się nie mam aż takiego porównania z innymi produktami, ale na pewno zostaje lekka warstewka:) i trzeba moment odczekać zanim się ubierzemy do końca:)
Zapach - hmm nie jest on czysto owocowy, może się kojarzyć odrobinę z zapachem chemicznym, ale dość przyjemnym. Ja kiedyś dostałam prosto z USA malinowy balsam, który pachniał identycznie i bardzo mi tamten przypomina:)
Cena: ja swoje dostałam w superpharmie, oba w promocji 16,19zł/150g.
Tak jak napisałam wyżej, masełka pozostawiają lekką warstewkę, która może przeszkadzać rano, kiedy się spieszymy. Na wieczór będzie ok:) Zapach nie każdemu się spodoba, ale widziałam je w hebe razem z testerami, więc polecam wypróbować na testerze, posmarować sobie rękę i trochę pochodzić z tym zapachem i wyrobić sobie zdanie:)
Niedługo powinnam dostać wygrane masełka (o których pisałam ostatnio), więc podejrzewam, że jeśli mi podpasują, to zostanę przy tamtych:) No i wciąż uważam, że potrzebuję systematyczności w smarowaniu się, bo inaczej nie będzie żadnych efektów w postaci nawilżenia:) Ale od dzisiaj obiecuję poprawę:D
Miałyście cokolwiek z tej firmy - jeśli tak, to jak wrażenia? Co sądzicie o konserwancie methylisothiasolinone? I w ogóle o konserwantach w produktach kosmetycznych?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz